- Żel wyszczuplający z kompleksem antycellulit Lipocell Ziai. Pachnie jak skórka pomarańczowa do ciasta. Ma postać troszkę lepkiego żelu, trudno się wchłania, maże się po skórze. Przez chwilę po użyciu ładnie napina i ujędrnia skórę. Co do długotrwałych efektów to skóra jest nieco wygładzona, spodziewałam się jednak czegoś więcej. Do tego zużywa się w tempie błyskawicznym.
- Próbka pudru Matt&Smooth w odcieniu Kiss of Sun firmy Pixie Cosmetics. Rewelacyjny puder wykończeniowy! Matuje, przedłuża trwałość mineralnego makijażu, optycznie wygładza skórę (coś jakby efekt fotoszopa). Wystarczy go odrobina, dlatego jest bardzo wydajny. Zaopatrzyłam się już w pełnowymiarowe opakowanie tego cudeńka.
- Wysuszacz lakieru Quick Dry&Mega Shine My Secret. Aplikacja fatalna - zakraplacz urwał się już przy pierwszym użyciu, przez co olejek chlusta na ubranie, spływa po palcach. Coś tam podsusza, ale jest to raczej złudne wysuszenie. Jak dotknie się paznokci wydają się suche, ale przy wkładaniu butów okazuje się, że lakier jest zupełnie mokry.
- Kąpiel ziołowa eukaliptus i cytrus Dresdner Essenz. Zakochałam się w tych saszetkach! Ta barwi pięknie wodę na zielono, pachnie eukaliptusem pomieszanym z cytryną, świetnie udrożnia drogi oddechowe.
niedziela, 27 lutego 2011
Ostatki z lutego
Zużycia z końca lutego to:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Proszę. Dzięki za komentarz ;*
OdpowiedzUsuń