wtorek, 29 listopada 2011

Spore zużycia październikowo-listopadowe



Trochę mi się tego już nazbierało, torebka na zużyte kosmetyki pękała w szwach więc najwyższy czas na opublikowanie posta. Podzieliłam kosmetyki na dwie grupy aby lepiej było je widać.



Kuracja przeciw wypadaniu włosów Radical - o tych ampułkach naczytałam się sporo i w większości pozytywnych opinii dlatego też dużo od nich wymagałam. I niestety chyba za dużo. Codzienne aplikowanie zawartości ampułki na skórę głowy było dla mnie dość uciążliwe gdyż mam długie, kręcone i plączące się włosy, jednak stwierdziłam, że może warto się pomęczyć. Efekt owszem był, ampułki zmniejszyły wypadanie włosów na jakiś czas gdzieś o 20 procent ale liczyłam na coś więcej. Pomału tracę nadzieję, że cokolwiek jest w stanie pomóc moim wypadającym włosom.

Głęboko odżywiający wosk do włosów Beauty Formulas -
ten produkt również zakupiłam pod wypływem pozytywnych opinii ale stosowałam go zbyt nieregularnie żeby móc stwierdzić czy rzeczywiście wzmacnia włosy. Niemniej jednak po każdym użyciu były one miękkie, pachnące i ładnie błyszczące. Być może kiedyś do niego wrócę.

Nawilżająca odżywka do włosów Granat i Aloes Alterra -
tę mini wersję zakupiłam jeszcze na wakacyjny wyjazd. Jej ilość nie pozwoliła mi określić czy faktycznie jest w stanie nawilżyć włosy ale miała ładny zapach, ciekawy skład, włosy się po niej łatwo rozczesywały i nie robiła mi siana na głowie.

Pianka do włosów kręconych Wellaflex -
pianka na moich włosach się kompletnie nie sprawdziła, niezależnie ile jej użyłam efekt zawsze był niezadowalający, nie podkreślała odpowiednio skrętu. Plusem jest ładny zapach. Więcej nie kupię.

Zmywacz do paznokci Cien -
zwykły zmywacz, bez rewelacji ale szkód też nie wyrządził.

Pomadka ochronna Olive & Lemon Nivea -
a to produkt, który z chęcią zużyłam. Pomadka jest moim zdaniem lepsza od wersji klasycznej, daje bardziej zauważalne nawilżenie i ma ładny zapach. Szału jednak nie ma, z moimi suchymi ustami nawet Carmex sobie nie radzi. Na pewno wypróbuję jeszcze wersję z miodem.


Kremowe mydło pod prysznic Masło kakaowe Ziaja -
moje ulubione, zawsze do niego wracam. Genialny zapach, nie wysusza, duża pojemność, niska cena, mi nic więcej nie potrzeba.

Cukrowy peeling do ciała Slim no limit Hean -
właściwości ścierające ma bardzo dobre jednak zapach jest okropny, pachnie jak płyn do mycia naczyń. Z tego powodu nigdy więcej go nie kupię.

Hialuronowy płyn do higieny intymnej Lirene -
zawsze gdy zdradzę go z innym pokornie do niego wracam. Ma bardzo delikatny zapach, absolutnie nie wysusza a wręcz przeciwnie, jest bardzo wydajny, fajnie się pieni, ma wygodne opakowanie z pompką, którą można dozować różną porcję produktu. Jedynym minusem jest dość słaba dostępność, do tej pory spotkałam go tylko w Auchanie a i też nie zawsze tam jest.

Sól do kąpieli miód i mleko BeBeauty -
ot zwykła, tania sól do kąpieli. Moim zdaniem nie robi absolutnie nic poza tym, że trochę pachnie. Zapach jednak absolutnie nie kojarzy mi się ani z mlekiem ani miodem.

Tonik oczyszczający Corine de Farme -
bardzo dobry tonik, pisałam już o nim tutaj.

Żel micelarny BeBeauty -
kolejny z moich ulubieńców, zużyłam już ich trochę. Żel ten może nie jest zbyt wydajny ale jest bardzo łagodny dla skóry, nie wysusza, dobrze radzi sobie ze zmywaniem makijażu no i jest tani. Co do tego czy zmywa makijażu oczu się nie wypowiem, do tego celu używam innych specyfików. Ja jestem z niego bardzo zadowolona.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Jeszcze trochę opakowań z listopada


W listopadzie cieszę się naprawdę dużą ilością pustych opakowań. W grudniu pewnie już niewiele się pokończy.
  • Żel chłodzący Termo wyszczuplanie od Ziai. Wygładził i nieco ujędrnił moją skórę. Za sprawą intensywnych ćwiczeń zgubiłam trochę centymetrów i myślę, że produkt Ziai pozwolił mi utrzymać skórę w dobrej kondycji. Niestety jeśli chodzi o sam cellulit to niewiele zdziałał. Żel chłodzący nie chłodzi tak, jakbym sobie tego życzyła. Efekt chłodzenia jest delikatny, powiedziałabym nawet że mizerny. Ze względu na porę roku nawet dobrze, że tak jest, ale w lecie nie byłabym z niego zadowolona. Cena dość wysoka jak na Ziaję, ale normalna jeśli chodzi o preparaty antycellulitowe i wyszczuplające. Rewelacyjne opakowanie z pompką pozwala na higieniczne i wygodne dozowanie. Konsystencja żelowo-kremowa, łatwo się rozsmarowuje i dość szybko wchłania.
  • Zmywacz bezacetonowy do paznokci o zapachu ananasa z Drogerii Uroda. Kupiłam zachęcona niską ceną jak na taką pojemność i zapachem ananasa. Zmywa nieźle, ale miałam już dużo lepsze zmywacze. Raczej nie kupię go ponownie.
  • Serum do pielęgnacji biustu i dekoltu AA Ciało Szczupłe. Żel ma konsystencję żelowego, gęstego kisielu oraz delikatny zapach. Jest lepki, po smarowaniu piersi zawsze kleją mi się ręce. Dość długo się wchłania. Jeśli chodzi o działanie to jest to tylko i wyłącznie produkt nadający się jako podkład pod masaż czy samokontrolę piersi. Nie uniesie, nie poprawi kształtu, nawet nie ujędrni skóry. No może trochę ją wygładzi. Używałam go regularnie, przynajmniej raz dziennie, od prawie dwóch miesięcy, także plusuje wydajnością. Nie kupię go drugi raz, wracam do ukochanego kremu Ziai Rebuild.
  • Próbki kremu Clarena Mat Cream. Starczyły mi na niecały tydzień. Niewiele mogę powiedzieć o samym działaniu kremu przez tak krótki czas. Na pewno nieźle matuje, ale tworzy trochę lepką powłokę na twarzy. Ma ładny niebieski kolor, przyjemny zapach i tępą konsystencję.
  • Olej tamanu z Biochemii Urody. Mój cudotwórca! Bardzo żałuję, że się skończył. Używam go na noc samego albo w towarzystwie żelu hialuronowego. Świetnie łagodzi zmiany trądzikowe, genialnie reguluje sebum, nawilża, wygładza, wyraźnie odnawia skórę. Odkąd stosuję tamanu pozbyłam się praktycznie problemów skórnych. Rano zawsze uśmiecham się dzięki niemu do lustra. Niestety zapach ma nieszczególny, w dodatku mój mąż go nie może wytrzymać. Codziennie wieczorem muszę się nasłuchać, że się paskudztwami smaruję. :)
  • Jedwab do włosów L'Biotica. Jak to jedwab napakowany silikonami: chroni włosy przed działaniem temperatury, nabłyszcza zewnętrznie, sprawia że włosy lepiej się układają, trochę poprawia skręt. Pasował mi, chociaż z Biosilku byłam bardziej zadowolona.
  • Krem nawilżający matujący 25+ Ziai. To niewątpliwie jedno z większych odkryć ostatnich miesięcy i chyba najlepszy krem drogeryjny jaki miałam do tej pory. Przeznaczony dokładnie dla takiej skóry, jaką posiadam. Nie zapycha co mnie zaskoczyło, nawilża w miarę dobrze, matuje twarz tak zdrowo a nie sztucznie. Ma delikatny, przyjemny zapach, dobrze się rozprowadza, szybko wchłania. To ważne, bo rano spieszę się z makijażem. Trochę niewydajny, ale niska cena to zdecydowanie rekompensuje.
  • Odżywka do paznokci Nail Protex Sally Hansen. Mam dużo produktów od Sally Hansen, jedne lepsze inne gorsze, ale nie zawiodłam się jeszcze na żadnej odżywce do paznokci. Nail Protex używałam regularnie do wzmocnienia paznokci. Regeneruje, odżywia i dobrze wzmacnia. Paznokcie stają się niemal tak twarde jak tipsy i przestają się łamać. Niestety nie zapobiega rozdwajaniu. Chociaż na paznokciu wysycha szybko, to nie zastyga w buteleczce.

Zapraszam na giveaway do Księżniczkowych pasji -> klik.

wtorek, 15 listopada 2011

Kolejne opakowania listopadowe

To zużycia długoterminowe - męczyłam te opakowania przez około pół roku.
  • Intensywnie regenerująca maseczka do włosów blond Biovax L'Biotici. Uwielbiam waxy, moim skromnym zdaniem to najlepsze maski dostępne na rynku. Skład do zakochania: mnóstwo naturalnych ekstraktów, brak silikonów, SLSów, parabenów i innych chemicznych dziadostw. Jest z tą maską trochę zabawy - nakładanie pod czepek, ogrzewanie czepka suszarką, zawijanie ręcznikiem i siedzenie pół godziny. Efekty są zawsze zachwycające jeśli chodzi o kondycję włosów: są niewiarygodnie miękkie, aż chce się ich cały czas dotykać! A do tego pięknie się układają, nie są obciążone, a końcówki się nie rozdwajają. Niestety nie zauważyłam wpływu na kolor włosów. Nie rozjaśnia, nie daje słonecznych refleksów, nie ożywia.
  • Pielęgnujący żel pod prysznic z perełkami olejku i ekstraktem z trawy cytrynowej Nivea. Nie mam dużych wymagań co do takich produktów - mają ładnie pachnieć i dobrze myć. To drugie Nivea spełnia jak najbardziej, z zapachem znacznie gorzej. Jest intensywny, odświeżaczowy, zbyt cytrusowy. Może i odpowiedni na upalne dni, ale nie odświeża tak jak lubię. Sam żel naprawdę porządny, gęsty, wydajny. Nie pieni się zwykłą pianą tylko zamienia w taką kremową piankę. Sprawdził się też przy goleniu.
    Ogromnym plusem jest to, że nie wysusza skóry. Nie wiem czy tu zasługa tych rzekomych perełek olejku. Fajnie prezentuje się na półce - świetny zielony kolor i wędrujące pomarańczowe kuleczki. Na pewno wygląd tego żelu może zachęcać do zakupu, w przeciwieństwie do zapachu.

Na koniec trochę prywaty. Założyłam wielotematycznego bloga Księżniczkowe pasje bez ładu i składu. Będzie nie tylko o kosmetykach i makijażu, ale także o technikach hand-made i gotowaniu. Blog jest obok w blogrollu, zapraszam zawsze przy okazji wizyty na Manii Zużywania. Pozdrawiam!

środa, 9 listopada 2011

Z początku listopada

Październik nie był moim najlepszym miesiącem zużyciowym, za to w listopadzie jest już znacznie lepiej. Niedługo opublikuję też kolejnego posta, bo mam sporo końcówek kosmetyków.
  • Peeling do ciała BeBauty Body Expertiv z Biedronki. Kupiłam go na sierpniowych wyprzedażach w Biedronce. Ma genialny zapach owoców leśnych, dużo naturalnych drobinek, kisielową konsystencję. Nie jest to mocny zdzierak, można go używać często. Świetne opakowanie a la kosmetyki TBS - estetyczne, zachęcające do kupna i przede wszystkim wygodne, bo pozwala zużyć kosmetyk do końca.
  • Ekskluzywny płyn micelarny Royal Pearl Elixir od Eveline. Bardzo dobrze usuwa makijaż i zanieczyszczenia już za pierwszym pociągnięciem. Zostawia twarz nawilżoną i odświeżoną, pokrytą delikatnie lepkim filmem (ale nie jest on denerwujący jak w przypadku innych miceli). Trochę gorzej sprawdza się przy usuwaniu tuszu do rzęs, chociaż daje sobie radę.
    Ciekawy skład, mam wrażenie że wyciągi z ostryg i pereł naprawdę działają, bo skóra staje się jakby bardziej promienna, rozświetlona, młodsza. Butelka z wygodnym dozownikiem, przyjazne opakowanie, w rozsądnej cenie. Na pewno jeszcze nie raz kupię ten micel.
  • Dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust Delii. Pisałam już o nim na tym blogu: Klik
  • Saszetka do kąpieli Jałowiec & Świerk Dresdner Essenz. Po wrzuceniu proszku zabarwienie wody jest zielono-trawiaste. Zapach genialny - bardzo intensywna woń leśnych drzew iglastych, nie ma tu nic chemiczno-sztucznego. Pamiętam ten zapach doskonale z dzieciństwa, kiedy jeździłam do sanatorium i miałam inhalacje. Właśnie inhalowali mnie dokładnie tą samą mieszanką jałowcowo-świerkową. Seans kąpielowy z tą saszetką to prawdziwy relaks i odprężenie. Świetnie rozluźnia i przynosi ukojenie zmęczonemu organizmowi, szczególnie po wysiłku fizycznym. Właściwości pielęgnacyjnych raczej nie ma, ale wrażenia aromaterapeutyczne zapewnione.
  • Saszetka do kąpieli Eukaliptus & Cytrus Dresdner Essenz. Pisałam już o niej na tym blogu: Klik
  • Płatki nasączone zmywaczem do paznokci Wetnwild. W życiu nie miałam większego bubla. Nie robią nic, nawet nie sprawiają wrażenia, że zmywają lakier. Są niemal suche, wielokrotne tarcie o paznokieć nie przynosi rezultatu. Zużyłam je nasączając innym zmywaczem.
  • Żel do kąpieli 'Oliwa z oliwek' Yves Rocher. Żel ma konsystencję trochę rzadką, choć miewałam żele jeszcze bardziej rozwodnione. Dobrze myje, świetnie pachnie (po oliwce nie spodziewałam się za wiele, a pozytywnie mnie zaskoczyła), pieni się wystarczająco. Nie wysusza skóry, co dla mnie jest już zaletą. Cena bardzo korzystna jeśli kupuje się pojemność 400 ml. Akurat tej wersji zapachowej zużyłam miniaturkę 50 ml, którą dostałam gratis do zakupów.