wtorek, 12 lipca 2011

Zużycia wakacyjne

Zużyć miałam więcej niż widać pustych opakowań, poginęły mi w tajemniczych okolicznościach. Tak to jest, jak się systematycznie nie wkleja zdjęć na bloga.
  • Szampon Henna Color Venity do włosów jasnych i siwych. Po wielu, wielu myciach nie zauważyłam wielkiej zmiany jeśli chodzi o kolor. Szkoda, bo zależało mi na utrzymaniu rozjaśnienia moich włosów, które uzyskałam dzięki rumiankowemu szamponowi Farmony. Dobrze oczyszcza i to chyba jedyna zaleta. Znam jednak szampony, które oczyszczają znacznie lepiej. Ma gęstą konsystencję, dziwny zapach i metaliczny kolor ciemnego fioletu, coś jak denaturat. Potwornie brudzi łazienkę! Wszędzie zostają te fioletowe plamy (kiedy odkładam korek albo butelkę, po której zwykle ścieka szampon). Denerwuje mnie też nieprzezroczyste opakowanie (w szamponie?!) i niewygodny dozownik. To jeden z gorszych szamponów, jakie miałam okazje używać.
  • Woda brzozowa Kulpol. Od dawna miałam ogromny problem z wypadaniem włosów. Stosowałam już wszystko co się dało: szampony i odżywki do wypadających włosów, kuracje, suplementy diety, picie ziółek. Niestety nic nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Jakiś czas temu od niechcenia wtarłam w skórę głowy wodę brzozową Kulpolu. Raz, potem drugi i stopniowo zaczęłam zauważać efekty. Włosy stały się mocniejsze, a z każdym dniem na grzebieniu zauważałam mniej wyrwanych kłaków! To mnie bardzo zmotywowało. Teraz wcieram ją codziennie i nie mogę się nadziwić, że taki niepozorny produkt wyeliminował wszystkie moje włosowe problemy. Przestały wypadać, nie przetłuszczają się tak jak kiedyś (mogę myć włosy co drugi dzień) i do tego wyrosła mi na głowie armia świeżaków! Polecam wszystkim tego cudotwórcę!
  • Maska ściągająca z zieloną glinką Ziaja Pro. Po nazwie spodziewałam się, że będzie zasychać na zieloną skorupę i mocno ściągać skórę. Tymczasem maseczka ma konsystencję jakby kremu przemieszanego z zieloną glinką, na twarzy przysycha nie powodując żadnego ściągania (ogromny plus!), ma przyjemny, turkusowy kolor. Przede wszystkim rewelacyjnie ściąga pory - przetestowałam wiele maseczek, ale niewiele dawało tak dobry efekt jak Ziaja. Poza tym świetnie nawilża, wygładza, uelastycznia skórę. Może mogłaby jeszcze lepiej oczyszczać, bo mam wrażenie że nie wyciąga z twarzy tyle zanieczyszczeń, co tradycyjne glinkowe maseczki. Przy regularnym stosowaniu zmniejsza skłonność do pryszczowych niespodzianek. Stosunek ceny do jakości i pojemności jest powalający. Używałam tej maseczki naprawdę często przez prawie trzy lata (!). Ledwo udało mi się dobrnąć do dna przed upływem daty ważności. Mogliby pakować te maseczki do tubek - przy długim używaniu ten słoik nie jest zbyt higieniczny. Bardzo lubię opakowania Ziai (mam całą kolekcję pudełek po masłach), ale do tego typu produktów mi nie pasują.
  • Papka do cery trądzikowej Jadwiga. Od dawna jestem wielką fanką pudru sypkiego firmy Jadwiga (nic makijażowego tak cudownie nie matuje, a zarazem pięlegnuje mojej twarzy). Przy którymś zamówieniu pudru skusiłam się na papkę. Używanie tego preparatu jest bardzo uciążliwe. Konsystencja rzadka, spływa po wypryskach, zawsze wyleję jej za dużo. Zasycha szybko tworząc białą skorupkę, która niestety po krótkim czasie zaczyna się zsypywać w postaci białego proszku, który brudzi wszystko dookoła. Preparat zastosowany na noc bardzo szybko wyciera się w poduszkę (choć nie całkowicie). Co do samego działania to nie można narzekać. Pryszcze się zmniejszają, stają się mniej zaognione, przysuszają się. Papka nie ma jednak właściwości ściągających, jedynie wysuszające.
  • Płukanka octowa z malin Yves Rocher. Na pewno nie jest to produkt, który w cudowny sposób odmienia włosy, tylko miły dodatek do pielęgnacji. Pięknie pachnie malinami, naprawdę bardzo uprzyjemnia to mój rytuał mycia. Ma prosty skład, bo to po prostu ocet winny z wodą i kilkoma dodatkami. Odkąd go używam zauważyłam pozytywny wpływ zakwaszania: włosy stały się bardziej lśniące, miękkie i lepiej się układają. Otwór w butelce jest malutki i można bardzo precyzyjnie dozować płukankę. Leję jej dosłownie odrobinę, wcieram we włosy, czekam ok. 2 min i spłukuję. Cena z kosmosu jak na taki produkt, jednak będę go regularnie kupować. Bardzo podoba mi się design opakowania, szczególnie ten koreczek.
  • Zmywacz do paznokci Anet. Zwykle używam zielonego zmywacza Isana rossmannowskiego albo olejku pomarańczowego z Barbry. Ten kupiłam w kiosku, bo potrzebowałam na szybko zmywacza. Zmywa owszem, ale nie idealnie i nie szybko, potwornie śmierdzi, momentalnie znika z opakowania.
  • Serum z wapniem i witaminą C Lovely. Bardzo przyjemne serum do paznokci. Ma konsystencję galaretkowatą i wchłania się w paznokcie do matu, nie zostawia żadnej powłoki. To świetne, bo można używać odżywki, a jednocześnie cieszyć się pomalowanymi lakierem paznokciami. Wyraźnie wzmacnia, ale trzeba ją systematycznie stosować, nie od razu widać efekty tak jak np. po niektórych odżywkach SH.
  • Pianka koloryzująca Venita w odcieniu złocisty oranż. Zaszalałam na początek wakacji i użyłam tej pianki. Na moim blondzie kolor wyszedł dokładnie taki jak w nazwie, czyli pomarańczowa żarówa ze złotymi refleksami. Świetny produkt na chwilową zachciankę zmiany koloru, bo zmywa się niemal całkowicie po 3 myciach. Nie szkodzi włosom, nie zauważyłam nic niepokojącego w ich kondycji po użyciu pianki.

6 komentarzy: